sobota, 27 grudnia 2008

JAK ZOSTAĆ MINIMALISTĄ

Zaczynamy od opowiastki na temat ciężkiego losu zawodowych fotografów w podróży. Oczywiście mowa o tych, którzy ciągle jeszcze decydują się na podróżowanie z arsenałem oldskulowych ciężkich lamp studyjnych i wszelkiej maści podobnych urządzeń. Nieszczęśnicy ci mierzyć się muszą z himalajami logistycznych wyzwań, powodowanych rozmiarem i ciężarem wykorzystywanego przez nich sprzętu. I tu docieramy do głównego przesłania: należy przejść na "sprzętową dietę", zostać minimalistą!

Problemy logistyczne zawodowych fotografów interesują mnie w minimalnym zaledwie stopniu. Jako fotograficznego naturszczyka - najmocniej interesuje mnie natomiast to w jaki sposób tanio, szybko i łatwo wygenerować wysokiej jakości światło. I na szczęście o tym właśnie jest ta książka.

Na przystawkę otrzymujemy przegląd dostępnych urządzeń potrzebnych każdemu minimaliście. Lampy błyskowe, technologie umożliwiające zdalne ich wyzwalanie, statywy i inne (dość pomysłowe) urządzenia służące do mocowania lamp, parasolki, filtry a nawet fotograficzne torby podróżne, a wszystko odchudzone, dietetyczne, przeniknięte filozofią łatwej przenośności. Danie główne to opis sposobów korzystania z tych urządzeń, zaś deser to tzw. case studies, czyli szczegółowa analiza procesu powstawania wybranych zdjęć wraz ilustracjami tzw. back-stage'u, w tym planem rozmieszczenia poszczególnych lamp i innych akcesoriów.

Najmocniejszą stroną tej książki jest jej praktyczny, rzemieślniczy wręcz wymiar. Koncentruje się w pierwszej kolejności na sprzęcie i sposobach korzystania z niego, w drugiej na samych zdjęciach. Jest trochę jak podręcznik do nauki zawodu. I jako taką można ją polecić.


**** Minimalist Lighting: Professional Techniques for Location Photography; AUT. Kirk Tuck, Amherst Media 2008.

wtorek, 23 grudnia 2008

KOT DO KWADRATU

Kwadratowe zdjęcia? Nigdy nie pracowałem z aparatem, który robi je sam z siebie. Kwadratowe kadry muszę zatem urzynać samodzielnie. Nie wiem do końca dlaczego, ale myśl o konieczności zmarnotrawienia w ten sposób co najmniej jednej trzeciej obrazka jest dla mnie torturą. Ani chybi, natręctwo jakieś.

środa, 17 grudnia 2008

ARCHIWUM

Nie należę do osób, które robią setki zdjęć za każdym razem, gdy wpada im do ręki aparat. Raczej kilka, kilkanaście. Więcej - kilkadziesiąt - może tylko wtedy, gdy idę w plener albo porozstawiam lampy z konkretnym planem działania w głowie. No więc mimo, iż jestem raczej detalistą niż hurtownikiem ze zdziwieniem zauważyłem kilka tygodni temu, że wielkość mojego archiwum przekroczyła sto gigabajtów. Trzeba się było rozejrzeć za nowym dyskiem.

Po każdym zrzucie z aparatu dokonuję wstępnej selekcji zdjęć, to jest otagowuję te wybrane do dalszej pracy. Każdy wybraniec zostaje wywołany do jotpega, czasem w kilku wersjach, reszta zaś ginie zapomniana w otchłaniach przestrzeni dyskowej. Mogę do nich w każdej chwili wrócić, choć prawie nigdy tego nie robię. Mimo tego staram się nie usuwać zdjęć, niech leżą; przy dzisiejszych cenach pamięci jest to koszt pomijalny.

Wybranym zdjęciom przydzielam wedle własnego widzimisię gwiazdki w liczbie od jednej do pięciu. Tu trzygwiazdkowa Polcia na przykład.


Gwiazdki ułatwiają poruszanie się w archiwum. (Zauważyłem przy tym, że z biegiem czasu zmienia się w mojej głowie się ocena poszczególnych zdjęć. Bywa że jednogwiazdkowiec staje się trzygwiazdkowcem albo na odwrót.) Z kilku najlepszych wybieram sobie kandydata do ewentualnej publikacji na blogu lub na forum.

No i jeszcze kopia zapasowa. Do tego potrzebny jest dysk zewnętrzny, który nie spali się nam razem z komputerem w razie przepięcia. Co pewien czas przewalamy na niego całe archiwum jednym ruchem ręki i jesteśmy obsłużeni.

czwartek, 11 grudnia 2008

PORTRET NIEUKOŃCZONY

Czy musisz mnie fotografować w dezabilu? Nieukończoną, w połowie drogi do doskonałości. Z fryzjerem nad głową i farbą cieknącą po czole. I chyba nie zamierzasz tego komuś pokazywać? Może pokażę. Ale tylko jeśli będę pewny, że mi się podoba. Jeśli opowie mi historię*.


* W związku z powtarzającymi się pytaniami, śpieszę wyjaśnić, że powyższe zdjęcie opublikowane zostało za wyraźną zgodą modelki uzyskaną dzięki natrętnym i długotrwałym namowom ze strony autora.

sobota, 6 grudnia 2008

ŚWIATŁO I MAGIA

Naucz się posługiwać światłem a magia pojawi się sama. To zdanie można uznać za motto książki "Light - Science & Magic" autorstwa F. Huntera, S. Bivera oraz P. Fuqua. Książki, moim zdaniem, wyjątkowej i wyróżniającej się na tle fotograficznych poradników i podręczników, które przewinęły się przez moje ręce na przestrzeni ostatnich dwóch i pół roku.

Oczywiście - jak łatwo się domyślić - jest to książka o roli światła w fotografii oraz praktycznych sposobach jego wykorzystania. Zaczynamy od najbardziej podstawowych informacji o świetle jako zjawisku fizycznym. W każdym kolejnym rozdziale dostajemy do rąk arsenał narzędzi służących do panowania nad "fotograficznym surowcem". Teoria (fizyka) światła serwowana jest wyśmienicie i tylko po to aby za moment nauczyć się przekuć ją w praktyczne fotograficzne rzemiosło. Imponujący jest przy tym zakres tematyczny i swoboda z jaką autorzy poruszają się pomiędzy informacjami zupełnie podstawowymi a zaawansowanymi technikami "ujarzmiania" światła w studiu i poza nim.

Jest to jedna z tych książek, które z wypiekami na twarzy czytamy wiele razy. Za pierwszym razem od początku do końca, później po to aby wrócić do wybranych rozdziałów, w zależności od tego co w danym momencie jest nam potrzebne. Must-have dla każdego, kto chce wprowadzić swoją fotografię na nowe tory.

"In some ways, photographers resamble musicians more than painters, sculptors, and other visual artists. This is because photographers, like mucisians, are more interested in the manipulation of energy than that of matter. (...) Photography is manipulation of light."

***** LIGHT - SCIENCE & MAGIC. An Introduction to Photographic Lighting; AUT. F. Hunter, S. Biver, P. Fuqua; Focal Press 2007, wyd. 3.