niedziela, 26 lipca 2009

DOBRE ZDJĘCIE DZIECKA

Ktoś ostatnio podzielił się ze mną radą. Dobre zdjęcie dziecka - napisał - powinno być kolorowe i wesołe.

I cóż to za przygnębiająca bzdura. Nie chodzi o to, że kolorowe i wesołe zdjęcia dzieci nie mogą być przy okazji dobre, bo oczywiście mogą. Nie chodzi też o to, że spośród zdjęć dzieci największe wrażenie robią na mnie te czarno-białe i smutne (choć to akcydentalnie prawda). Chodzi o to, że zdjęcia dzieci są dobre albo złe z całą pewnością z zupełnie innych powodów.

niedziela, 19 lipca 2009

ŚWIATŁOCZUŁOŚĆ

Cztery lata z aparatem w ręku to niewiele. Ale wystarcza by widzieć rzeczy, których nie dostrzegało się wcześniej. Rzeczy, których nie widzą inni wokół bo albo nie zadają sobie trudu albo nie umieją. Uśmiecham się, gdy spotykam bratnią duszę, gdy wiem, że ktoś również słyszy tę muzykę.

Nagle dostrzegam światło i wiem jaką ma barwę, wiem jaki zostawi cień. Zastanawiam się, gdzie pozwolę mu dotrzeć, a gdzie nie. Szukam harmonii w tysiącach otaczających mnie kadrów, których nigdy nie zamienię na zdjęcie. Chłonę twarze i opowieści porzucone w oczach. Pozwalam im grać w mojej głowie, pozwalam się prowadzić.

Nauka fotografii to przede wszystkim nauka wrażliwości na obraz. Światłoczułości.

poniedziałek, 13 lipca 2009

WOKÓŁ PALUSZKA

A oto przepis na to, jak owinąć tatusia wokół paluszka.



Edit:

JAK GRAFIK Z SZATANEM FOTOGRAFIĘ PRAWDZIWĄ PSULI

Jak wiadomo - w fotografii szatan pojawia się trzymając za rękę grafika komputerowego. Powtórzmy: zwykłego grafika - tfu - komputerowego, a nie "fotografika"! Włazi to tałatajstwo na szlachetną ziemię fotograficzną i bez grama przyzwoitości przekracza wszelkie święte granice ingerencji w obraz. Już nie tylko skromny crop z tej czy innej strony, nie tylko malutki, niegroźny retusz, nie niewinne podciągnięcie kontrastu, nie drobna korekta ekspozycji, nie szlachetny wybór tej lub innej błony lub papieru: ta hałastra po prostu podmienia dowolnie i bez cienia wstydu całe światy.

A gdzie troska o szczerość przekazu fotograficznego? Wprawdzie - przyznać to trzeba - z tą szczerością było już nienajlepiej również w czasach analogowych. Jakiś mądrala nawet tu i ówdzie śmiał napisać, że fotografia nie odzwierciedla rzeczywistości i nie jest w stanie tego czynić, co podobno stanowi jej siłę. Wiadomo: nuomeny, fenomeny - cała ta filozoficzna gadanina. No ale przecież jakieś granice przyzwoitości muszą być. Co innego zakłamywać szlachetnie, analogowo, a co innego - rzecz jasna - całe to bezwstydne cyfrowe mataczenie.

Cóż jednak, gdy wiadomo, że nie sposób powstrzymać hordy niewiernych. Pozostaje okopać się w sanktuariach starodawnych sztuk i po prostu czuć się lepszym, prawdziwszym i szlachetniejszym.

Edit: Na podobny temat - nieco poważniej - było już na tym blogu pisane tu i tu.

niedziela, 12 lipca 2009

MAŁY SMUTEK

"Gdy już będzie za późno, nie można ponownie wrócić do zdarzenia. (...) to co zniknęło, zniknęło na zawsze; stąd nasza trwoga i bytowa odrębność naszego zawodu"*.

Jest wiele oczywistej mądrości w doktrynie "decydującego momentu". Mając dziś w ręku aparat przez kilka minut, z tysięcy ułamków sekund, które miałem do dyspozycji i tysięcy kadrów, które mogłem wybrać, schwytałem kilka zaledwie. Pozwoliłem uciec tysiącom. Można doszukać się w tym słabości fotografii, można widzieć jej moc, można poszukiwać istoty, można wreszcie lepiej zrozumieć fundamentalną trudność stojącą przed każdym fotografem.



*cyt. "L'instant decisive, Images a la sauvette", Verve, Paris, 1952; za F. Soulages, Estetyka fotografii.

środa, 8 lipca 2009

MINA CYTRYNA

Czasem wystarczy jedno spojrzenie ukochanej kobiety, aby wiedzieć, że się z czymś bardzo, ale to bardzo nawaliło.

sobota, 4 lipca 2009

WINIETY ROBIĄ SIĘ SAME

Chemia w powietrzu, papier się suszy, winiety robią się same, mistrz siedzi przy wannie. Dotknięty palcem bożym. Resztka papierosa między palcami, zmęczony uśmiech spełnienia, kult się sączy ze ścian. Trzeba się narobić, żeby być w tych czasach prawdziwym fotografem - myśl przeczołgała się przez zmęczoną głowę mistrza - nie jakimś cyfrowym fotoidem lecz sztukmistrzem prawdziwym, akolitą pomarłych geniuszy, depozytariuszem tradycji. Niewielu już nas zostało obdarzonych darem prawdziwego widzenia. Ani chybi wyginiemy, otoczeni przygnębiającym królestwem cyfrowej powierzchowności - ta perspektywa wydała się dziwnie satysfakcjonująca. Tak - powiedział do siebie - tak im dziś napiszę.

środa, 1 lipca 2009