Niedzielny fotograf nie jest w stanie odnieść sukcesu. Mistrz Gierałtowski odarł mię ze złudzeń, a ze mną tysiące
amatorów. I pewnikiem ma rację. Kochani pstrykacze! Przyszło
otrzeźwienie dla tych z Was, co żyli dotąd ułudą niedzielnych sukcesów.
Wyrzućcie w diabły te swoje lustrzanki, te lampki, czy co tam sobie
jeszcze pokupowaliście karmieni iluzją marketingowego bełkotu. Piszę bez
przekąsu: dajcie sobie spokój. Avedonami i Gierałtowskimi nie
będziecie. Draganami nie będziecie. Gudzowatymi też nie.
Odetchnąłem. Jakby lżej na duszy. Wyciągnąłem (w niedzielę) zakurzone graty. I sobie niezobowiązująco pstryknąłem to i owo. Już bez złości na siebie. Pogodzony taki.
3 komentarze:
oj, pamiętam kiedyś też miałem fotograficzne ambicje. Chciałem do czegoś dojść w tej dziedzinie. W sumie nie było w tym nic złego, ale ta myśl stała się nadrzędna zabierając mi radość fotografowania. Skończyło się na lekkiej frustracji i samoniezadowoleniu, dopóki nie poszedłem po rozum do głowy: sprzedałem nadmiar sprzętu, zacząłem więcej czytać i oglądać prace innych autorów wyrabiając sobie coraz bardziej fotograficzny gust, przy okazji uznając ich wyższość godząc się równolegle z własną amatorską pozycją.
Co ciekawe - wróciła przyjemność z fotografowania :) Niech tak zostanie...
aa...aa... sobą mogę być? ;P
No sobą właśnie chyba można... ;-P
Prześlij komentarz