Trzydzieści pięć milimetrów to dla mnie trudna ogniskowa. Już nie standard ale jeszcze nie prawdziwie szeroki kąt. Przypiąłem i się męczę ale nie odpinam. Przypiąłem i się uczę. I się męczę. I się uczę. Przez ostatnie lata wszystkie moje fotografie były pięćdziesięcio i osiemdziesięciopięciomilimetrowe. Łatwiej było dokonać selekcji, łatwiej ukryć nieinteresujące tło, wyeliminować to co nieistotne. I wszystko było jednoplanowe. I proste. Teraz muszę się z kadrem bardziej mocować, zobaczyć linie w drugim planie. Zdjęć więcej wyrzucić co to się do niczego nie nadają. Jakoś trudniej z wszystkim i mozolniej ale nie odpinam.
5 komentarzy:
Wydaje mi się, że przy 35 mm warto pokusić sie o nieco szersze pokazanie "sceny", osadzic modela/modelkę w jakims kontekscie.
Zbyt bliskie podejscie z takim szkłem grozi przerysowaniem.
Zresztą i tak pewnie o tym wiesz :)
Dobra uwaga. Walczę z przyzwyczajeniami.
Walcz, walcz - bo warto :)
A ja w czasach analogowych (Zenit itp.) 35 mm bardzo lubiłem. Ba! Wręcz mogę powiedzieć, że miałem ją zwykle wpiętą - a tylko czasem zmieniałem na 50 mm.
Moje najlepsze w życiu zdjęcie reporterskie - zrobiłem właśnie 35-tką (Czubol-p.Woodstock'99.
Natomiast dla mnie ciężką ogniskową jest 50 mm z cropem (Canonowski 1.6). Jakoś zupełnie nie mogę się do niej przyzwyczaić, mimo - że fajny bokeh, mimo - że fajna jasność, to ja tego nie czuje. Cały czas się jej uczę - cały czas coś mi w niej nie pasuje.
mam podobnie
od jakiegoś czasu uczę się szerokiego kąta
zawsze się go bałam, bo, jak piszesz, dłuższą ogniskową łatwiej ukryć/ rozmyć brzydkie tło i spowodować, że kompozycja będzie oszczędna, minimalistyczna...
trzydziestka piątka to takie reportażowe szkło...
takim obiektywem można uzyskać ciekawe efekty...
szkoda, że chcesz odejść od blogowania; bardzo szkoda
pozdrawiam serdecznie
Prześlij komentarz