czwartek, 1 lipca 2010

O FOTOGRAFII SPĘTANIU

Obraz fotograficzny jest zarówno obiektywnym zapisem, jak i osobistym świadectwem, zarówno wierną kopią fragmentu rzeczywistości, jak i jej interpretacją - napisała Sontag powtarzając coś, nad czym wcześniej jeszcze zastanawiała się była Woolf.  I to jest, zdaniem Sontag, osiągnięcie o jakim marzyła literatura, której nigdy się to do końca nie udało*.

Nadzwyczaj celne, choć na własny użytek zacząłem zastanawiać się, czy te właściwości akurat świadczą o sile, czy słabości fotografii.  Status "kopii fragmentu rzeczywistości" to przecież - jeśli spojrzeć na to pod odpowiednim kątem - wyrok skazujący, ciemny loch dla twórcy, ciasny sznur na rękach.  Oczywiście cały wic opiera się na zabawie interpretacjami, żąglowaniu subiektywizmami, ale przecież są to jednak zawsze jedynie odniesienia do odbić kawałków rzeczywistości.  Może zatem fotografia powinna zazdrościć literaturze, że z rzeczywistością może zrobić co tylko zechce albo wręcz w ogóle się nią nie przejmować.  Może powinna zazdrościć malarstwu, że nie jest spętane, nie jest zakotwiczone w tych odbiciach świata realnego, że ma moc kreowania własnych uniwersów.  Może to uwiązanie w odbiciu jest fotografii przekleństwem?

* S. Sontag, "Widok cudzego cierpienia", Wydawnictwo Karakter, Kraków 2010

8 komentarzy:

Paweł Przeździak pisze...

eee tam - IMHO obraz fotograficzny nie jest kopią fragmentu rzeczywistości, ponieważ rzeczywistość jako taka jest procesem i bardziej patrzymy na jej ślad, który po sobie zostawia. Obraz więc jest jakby śladem po rzeczywistości. Literatura, malarstwo czy inne sztuki mogą tylko pozazdrościć fotografii możliwości dość wiernego zarejestrowania tego śladu i jednocześnie mogą zazdrościć ukazywania czegoś co rzeczywiście nie istnieje, a jest utworzone dzięki rzeczywistości, która brała udział w tworzeniu dzieła. Jednym słowem - nie ma się czym przejmować tylko tworzyć obrazy z nadzieją, że ktoś będzie nimi cieszył oczy.

Kraftsman pisze...

Nie jest "kopią", tylko jest "śladem" - może i tak. W gruncie rzeczy mówisz jednak to samo co Sontag, że inne sztuki powinny zazdrościć fotografii możliwość "dość wiernego rejestrowania tego śladu". I nie mówię, że nie powinny. Zastanawiam się, czy nie stanowi to jednak również kotwicy, ograniczenia. W końcu inne sztuki pozostają nieskrępowane wobec rzeczywistości, chyba że same zechcą się w niej więzić.

Paweł Przeździak pisze...

Sęk w tym, że inne sztuki również mają możliwość dość wiernego oddawania rzeczywistości - jednakże wymagają większego kunsztu sztukmistrza i czasu. W fotografii można zaobserwować pewną odwrotność. Łatwo można osiągnąć wierne odwzorowanie jakiejś rzeczywistości (zatrzymać ślad tej rzeczywistości) - można zdać się tu nawet na przypadkowość (łomografia) - autor ograniczy się więc tylko do naciśnięcia spustu. Jednak w momencie kreacji obrazu gdzie rzeczywistość staje się jakby narzędziem odciskającym ślad na materiale fotograficznym (wszystko jedno jakim) a obraz musi być czymś odrealnionym fotografia staje na równi z innymi dyscyplinami artystycznymi i jest jakby wyrazem artysty. Wrażliwy człowiek może wybierać miedzy narzędziami, którymi chciałby w zasadzie swój ślad odcisnąć w rzeczywistości. Jednym z tych narzędzi jest fotografia. Dość dobrym przykładem na przenikanie rzeczywistości z wrażliwością autora są „Ruchańce” Cezariusza Andrejczuka - obrazy fotograficzne mające znamiona malarstwa, poezji i nie wiem czego jeszcze.
Konkludując - ograniczenia są raczej w nas - a jakie narzędzia wybieramy? Takie jakie lubimy :) Czasem lubię pomachać pędzlem :)

Kraftsman pisze...

Sęk nie w tym, że inne sztuki mają możliwość wiernego oddawania rzeczywistości, bez względu na to jak wielkiego kunsztu może to wymagać. Sęk w tym natomiast, że jest im dużo łatwiej odwrócić się od rzeczywistości, zaś fotografia - aby fotografią pozostać - zawsze jakiś fragment/ślad rzeczywistości musi odbić. Można uznać Ruchańce za przykład fenomenalnego wykorzystania światła załamanego w wodzie i ruchu, ale zawsze będzie to obraz "beznadziejnie" zakotwiczony w tym co "widzi" obiektyw. Spętany rzeczywistością. I o tej "słabości" chciałem słowo napisać. Słabości ale zarazem i sile fotografii. Bo przecież z drugiej strony żadna z pozostałych sztuk nie dysponuje tak łatwym i bezpośrednim dostępem do tego co postrzegamy i co nas otacza.

Paweł Przeździak pisze...

W jakiś sposób zaczynam Cię rozumieć... Osobiście uważam, że dzieło sztuki, wszystko jedno jakiej, zawsze jest nacechowane rzeczywistością, bardziej lub mniej odkształconą przez autora. Pejotle Witkiewicza są na pierwszy rzut oka czymś kompletnie nierzeczywistym - a z drugiej strony są odbiciem rzeczywistości załamanej przez narkotyczne wizje. Rzeczywistość przechodzi przez nas i w różnych formach zostawia ślady.
Wracając do fotografii... Warto wrócić do źródła - do malowania światłem. Dlatego też wcześniej wymieniłem "ruchańce". Nie są to odbicia na wodzie. To bardzo specyficzna technika i niezwykle trudna. Ruchańce to takie prawdziwe malowanie światłem.
Do tworzenia fotografii jak wszyscy wiedzą nie jest koniecznie potrzebny aparat fotograficzny. Wystarczy materiał światłoczuły, odrobina światła i inwencja autora.
A gdy tak się zastanowić to wszystkie sztuki są sobie równe.

Kraftsman pisze...

Sądzę, że w gruncie rzeczy się zgadzamy. Fakt, że sztukę tworzą ludzie i czynią to zawsze w jakimś celu, powoduje, że związki z rzeczywistością będą zawsze istnieć. Fotografia ma tę konstytutywną cechę, że związek ten ma niemal "mechaniczny" charakter, jest wręcz zdeterminowany prawami fizyki (optyki). W innych sztukach ten związek jest mniej ścisły, mniej matematyczny, mniej bezwzględny przez to. Ale zgadzam się, że - choć ma inny charakter - zawsze będzie istnieć.

Pchełka pisze...

wtrącę się do dyskusji, jeżeli Panowie pozwolą..śledzę z uwagą wymianę zdań..ponieważ nie czytałam ww pozycji..bardzo świadomie...może nie powinnam się odnosić,czego nie czynię ale..
1/rzeczywistość to stan umysłu w danej chwili ..postrzegana zmysłami nie tylko widzenia...
2/ fotografia wiernie nie oddaje rzeczywistości...raczej fragmentarycznie ..wierność chwili zaklęta w wielkości kadru..czy też błony foto.. może ale dotyczy to ledwie sekund - myślę raczej o chwili, utrwalonej między fotografującym..a fotografowanym..
3/ponieważ porównuję tu malarstwo z obrazem fotograficznym (zauważone w dyskusji) to jednak uważam, że związki z rzeczywistością -zależą od odbiorcy jak jest ona postrzegana, i tu tkwi różnorodność interpretacji, bo bynajmniej nie chodzi o jednoznaczność..

Anonimowy pisze...

Kraftsman ma rację, dokumentalizm fotografii może być postrzegany jako twórcze ograniczenie. Beksiński swego czasu doszedł do tego wniosku i porzucił fotografię na rzecz malarstwa - chciał przelewać obrazy z głowy. Ale choć zdjęcia są plastrami czasu, który minął rzeczywiście, fizycznym śladem - mogą być nie tylko dokumentem, ale też metaforą.

Pozdr
Tomek Pawłowski