Z fotografowania nici. Podążając za ogólnonarodowym trendem poległem w boju z mikrobem. Dekompozycja cielesna i duchowa, podlana gęstym sosem maligny, sprowadziły moje fotograficzne zamierzenia na plan dalszy. W przerwach pomiędzy atakami gorączki, kiedy na moment zaczynam widzieć świat wokół siebie, wgapiam się bezmyślnie w forum albo łapię za książkę.
Czytam więc i trafiam na coś takiego: "Wybór rodzaju aparatu odgrywa wielką rolę w wyrażeniu tematu. Kwadratowy format ze względu na podobieństwo długości boków ma zatem tendencję do bycia statycznym - nie ma zresztą prawie w ogóle kwadratowych obrazów". Ja cię. Toż to manifest "NIGDY-KWADRAT". Zapłonęły mi policzki, i czytam dalej:
"nie strzelać, licząc na to, że kule poniesie Bóg",
"nigdy nie retuszować",
"nigdy nie inscenizować, w przeciwnym razie nie jest to już fotografia a (sfotografowany) teatr",
"nie stosować koloru, (...) bo kolor zbliżając nas do natury oddala nas od struktury".
Surowy typ. Niejaki Henri Cartier-Bresson.
Mimo, że nazwisko może nieco onieśmielać i przytłaczać, nie sposób nie zauważyć, że nie da się utrzymać tych postulatów jako uniwersalnych w fotografii. Stosowanie ich w sposób bezwzględny doprowadziłoby do niepowetowanych strat: uniemożliwiłoby powstanie tysięcy zdjęć, które zadziwiają nas codziennie. Od teatralizowanych zdjęć J. M. Cameron (choć - przyznajmy to - nieretuszowanych i niekolorowych) po kinematografizowane zdjęcia G. Crewdsona (kolorowe, z ciężkim i perfekcyjnym zarazem retuszem cyfrowym).
Im bardziej dogmatyczne stanowisko przyjmiemy, tym szybciej ulegnie ono weryfikacji. Powyższy zestaw postulatów można uznać jedynie za opis jednej z metod fotoreportażu. Metody Cartiera-Bressona. Oglądając fotografie Bressona widzimy, że metoda działała i potrafiła przynosić niezwykłe rezultaty. Stoi za nią zresztą pewna spójna filozofia, którą można rozumieć i podzielać albo nie.
Nie ma jednak żadnego uzasadnienia dla zawężania ram "prawdziwej" fotografii do jednej tylko metody. Zwłaszcza tak wąsko i dogmatycznie zdefiniowanej.
... oj, chyba mikroby wracają po mnie. Wracam na stanowisko bojowe, muszę porozstawiać żołnierzy, w bój idziemy...
Czytam więc i trafiam na coś takiego: "Wybór rodzaju aparatu odgrywa wielką rolę w wyrażeniu tematu. Kwadratowy format ze względu na podobieństwo długości boków ma zatem tendencję do bycia statycznym - nie ma zresztą prawie w ogóle kwadratowych obrazów". Ja cię. Toż to manifest "NIGDY-KWADRAT". Zapłonęły mi policzki, i czytam dalej:
"nie strzelać, licząc na to, że kule poniesie Bóg",
"nigdy nie retuszować",
"nigdy nie inscenizować, w przeciwnym razie nie jest to już fotografia a (sfotografowany) teatr",
"nie stosować koloru, (...) bo kolor zbliżając nas do natury oddala nas od struktury".
Surowy typ. Niejaki Henri Cartier-Bresson.
Mimo, że nazwisko może nieco onieśmielać i przytłaczać, nie sposób nie zauważyć, że nie da się utrzymać tych postulatów jako uniwersalnych w fotografii. Stosowanie ich w sposób bezwzględny doprowadziłoby do niepowetowanych strat: uniemożliwiłoby powstanie tysięcy zdjęć, które zadziwiają nas codziennie. Od teatralizowanych zdjęć J. M. Cameron (choć - przyznajmy to - nieretuszowanych i niekolorowych) po kinematografizowane zdjęcia G. Crewdsona (kolorowe, z ciężkim i perfekcyjnym zarazem retuszem cyfrowym).
Im bardziej dogmatyczne stanowisko przyjmiemy, tym szybciej ulegnie ono weryfikacji. Powyższy zestaw postulatów można uznać jedynie za opis jednej z metod fotoreportażu. Metody Cartiera-Bressona. Oglądając fotografie Bressona widzimy, że metoda działała i potrafiła przynosić niezwykłe rezultaty. Stoi za nią zresztą pewna spójna filozofia, którą można rozumieć i podzielać albo nie.
Nie ma jednak żadnego uzasadnienia dla zawężania ram "prawdziwej" fotografii do jednej tylko metody. Zwłaszcza tak wąsko i dogmatycznie zdefiniowanej.
... oj, chyba mikroby wracają po mnie. Wracam na stanowisko bojowe, muszę porozstawiać żołnierzy, w bój idziemy...
3 komentarze:
Prowokatorze! ;)
Rudolf! Cieszę się, że poczułeś się sprowokowany. Ale sam widzisz jak Cię bronię przed Bressonem ;-)
Fajny wpis :)
Obserwuje od pewnego czasu - czas się ujawnić ;)
Ja staram się utrzymywać jednej zasady (o ile to nie zdjęcie reklamowe, czy okładka pisma, które składam) - czas przeszły dokonany (już nie DTP-uje).
Czyli - jeśli chodzi o obróbke - staram sie w PS robić tyle, co można zrobić pod powiekszalnikiem...
Choć czasem mnie odrobinę poniesie w kierunku grafiki (bo tak nazywam mocno psopowane zdjęcia).
A co do Bressona - zawsze częśc jego zasad mi sie nie podobała ;)
Pozdrawiam :)
Prześlij komentarz