Zamiast gasnąć, narasta we mnie uzależnienie od obrazu. Niewinna - zdawało się - fotograficzna przygoda zaczyna teraz zachłannie pożerać wszystko co stanie na mojej drodze, rozpychać się, nadymać i prężyć. Jak tu zacząć dzień bez przejrzenia ulubionych blogów, jak nie podejrzeć w ciągu dnia prac ulubionych mistrzów, jak nie planować ciągle rozkładu światła na kolejnym zdjęciu, jak nie wywołać choćby jednej fotografii wieczorem, kiedy wszyscy śpią?
No i czym to się skończy? Odwykiem jakimś.
No i czym to się skończy? Odwykiem jakimś.

digart | flickr
5 komentarzy:
Witam na pokładzie ;)
czyli już poznałeś nowe odcienie uzależnienia.
Jak się skończy? Nijak. Robieniem zdjęć. Na to nie ma lekarstwa :)
Pewnie niedługo będą grupy anonimowych fotografików ;)
... i fotograficzne rehaby :-)
Mam podobnie. Jak już będziesz się wybierał - daj znać. Dołączę się.
Dominik, na razie mam za mało silnej woli na fotograficzny odwyk ;-)
Prześlij komentarz